Marta Chmielewska prezes agencji eventowej Mea Group, prezes zarządu SBE W grudniu 2017 r. ponownie wybrana na prezesa zarządu Stowarzyszenia Branży Eventowej. Z branżą eventową związana od blisko dwudziestu lat. Doświadczenie zawodowe zdobywała w agencjach eventowych, odpowiadając za obszar realizacji imprez oraz PR. Własną agencję założyła w 2008 r. i odtąd konsekwentnie ją rozwija, co zapewniło Mea Group dynamiczny wzrost i pozycję jednego z liderów polskiego rynku organizacji eventów. Marta Chmielewska czynnie angażuje się w życie polskiej branży eventowej, regularnie gości na łamach branżowych mediów. Do zarządu SBE na stanowisko wiceprezes powołana po raz pierwszy w lutym 2014 r. W listopadzie tego samego roku, decyzją Walnego Zgromadzenia Członków SBE, objęła stanowisko prezes zarządu. Laureatka tytułów „Osobowość Roku 2014” magazynu „MICE Poland” w kategorii organizator oraz „Businesswoman Roku 2014” w kategorii lider w branży eventowej magazynu „Businesswoman & life”. Ukończyła Wydział Turystyki i Rekreacji w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Warszawie. publicznością, obserwowania od kuchni, jak są realizowane unikalne wydarzenia. Zebrane wtedy doświadczenie, bycie świadkiem jedynych w swoim rodzaju sytuacji, bieżące reagowanie na mniejsze i większe kryzysy – to codzienne, nietypowe doświadczenia eventowców. Praca poza biurem, pozbawiona monotonnych, powtarzalnych i schematycznych czynności, jest w pakiecie obowiązkowym event menedżera. Wielbiciele codziennych biurowych rytuałów, pracy według dobrze znanego, jedynego słusznego schematu, bardziej się odnajdą w urzędzie. Co czeka na event managera? Zaskoczenie, konieczność niezwłocznego reagowania na pojawiające się trudności, rozwiązywanie problemów projektowych, jak i w relacjach międzyludzkich i jeszcze więcej wyzwań, często skumuowanych w jednym czasie i miejscu. Nie możemy pominąć też takich umiejętności, jak łagodzenie czy rozstrzyganie sporów, konstruktywne przekazywanie uwag, rozwijanie mocnych stron członków zespołu, a przy tym całościowa opieka nad projektem klienta. Są to przedsięwzięcia tylko dla ludzi o mocnych nerwach, a jednocześnie empatycznych, świadomych, jak ważne jest dobre samopoczucie wszystkich stron współtworzących wydarzenie. I tak dochodzimy do nastroju, a precyzyjnie do instytucjonalnego podejścia do tej kwestii. Niektórzy mogą pochwalić się, że na ich wizytówce widnieje tytuł mood manager. Dbanie o dobry nastrój w erze pracy projektowej, zdalnej, wielu rozproszonych zespołów, wbrew pozorom nie jest proste. Oczekiwania są duże, bo pracownicy chcą być stale zaskakiwani, dostać gotową receptę na to, jak nie popaść w rutynę, a przy okazji dowiedzieć się – podczas kreowanych z myślą właśnie o nich specjalnych aktywności – o sobie jak najwięcej. Oceny kwartalne czy roczne trafiają do lamusa, bowiem komunikacja musi mieć charakter stały, natychmiastowy. Oczekiwania, tak samo jak potrzeby, są wyrażane w otwarty sposób. Niezależnie od pełnionej funkcji wymiana informacji powinna być stała i opierać się na partnerskiej relacji z drugą stroną – pracownikiem, współpracownikiem czy podwykonawcą. To się w naszej branży odbywa dzień po dniu. Przecież działamy w sferze szczególnie wrażliwej na takie kwestie, jak emocje i nastrój. Niemożliwe jest kreowanie wszechstronnie angażujących wydarzeń przez osoby, które są zdemotywowane, nie wkładają serca w to, co robią. Bez większego wysiłku każdy z nas wskaże eventy, które odbyły się, ale do ich realizacji niezbędna okazała się wyłącznie gotowa formuła, wielokrotnie wcześniej wykorzystany schemat działania. Takie funkcjonowanie ma krótkie nogi. Z jednej strony mamy rozczarowanych, sfrustrowanych eventowców, a z drugiej klientów, którzy pierwszy, ale i raczej ostatni raz powierzyli realizację eventu agencji, którą tworzą ludzie bez motywacji, bez polotu. Pozytywną energią warto się dzielić, ale ten proces jest zarezerwowany tylko dla tych, którzy wiedzą, po co poświęcają swoje umiejętności, wiedzę i czas na kreowanie eventów. Bez samorealizacji i ciągłego rozwoju trudno pozyskiwać najlepszych pracowników i samemu być w pierwszej lidze. Niezależnie od tego, co dla każdego z nas jest synonimem sukcesu czy spełnienia, nic się nie uda bez motywacji. Dlatego warto być wiernym swojemu wewnętrznemu głosowi, intuicji. Bo nikt lepiej od nas samych nie wie, co jest dla nas największą siłą napędową w życiu, co sprawia, że mimo porażek nie poddajemy się i czerpiemy radość z każdego kolejnego dnia. Istnieje siła napędowa, która jest potężniejsza niż para, elektryczność czy energia jądrowa: wola. Albert Einstein Partner wydania: 59
RkJQdWJsaXNoZXIy MTMwMjc0Nw==