Jak ocenia Pani świadomość naszych polskich film branżowych w kontekście chęci rozwoju branży, zrzeszania się w ramach stowarzyszeń? W momencie, gdy planowałam powrót do Polski i wykonywałam research polskiej branży, głównie przy pomocy internetu, dowiedziałam się o istnieniu Studium Event Management. Znalazłam również wzmianki o maksymalnie dwóch portalach i drukowanym magazynie. Pozyskałam również informacje dotyczące kilku agencji eventowych, które wykonują projekty na wysokim poziomie, co miało przełożenie na wyniki branżowych konkursów. Czułam potencjał, jednak te wszystkie informacje wydawały mi się niekompletne, przez co miałam problemy ze zrozumieniem polskiej branży. Dopiero gdy wróciłam do kraju, ułożyłam to wszystko w jedną całość, a na przestrzeni czasu zauważyłam rozwój branży, chociażby na poziomie mediów branżowych czy stowarzyszeń. Oczywiście, aby jednak przedsiębiorcy i praktycy branżowi chcieli się zrzeszać, muszą otrzymać w zamian odpowiednią jakość. Spostrzegłam również progres na poziomie wydarzeń międzynarodowych, na których kiedyś byłam jedyną Polką, a z biegiem czasu widzę jednak coraz większą otwartość polskich firm na udział w wydarzeniach tego typu, co udowadnia chociażby kwietniowy Baltic Forum Event w Tallinie, podczas którego można było spotkać polskie agencje eventowe czy lokalizacje. Nie ulega wątpliwości, że jako branża jesteśmy coraz bardziej otwarci na współpracę międzynarodową i na wymianę doświadczeń, inspirowanie się. Zresztą potwierdzeniem jest „Europejska wymiana doświadczeń”, zorganizowana podczas Meetings Week Poland przez Stowarzyszenie Branży Eventowej, która udowodniła otwartość na zagranicznych prelegentów, dzielących się swoimi doświadczeniami i przybliżającymi specyfikę danych rynków. Ku mojej radości zauważam ogromną otwartość na międzynarodowe inspiracje. Oczywiście nie chciałabym gloryfikować zagranicznych rynków, ponieważ tak jak i polski rynek mierzą się z pewnymi ograniczeniami czy problemami, ale nie da się ukryć, że jest to pewien powiew świeżości, wymiana inspiracji. Oczywiście nasi wschodni czy zachodni sąsiedzi oraz przedstawiciele innych kontynentów również doceniają polską branże i chętnie korzystają z naszych doświadczeń. No właśnie, a jak nas oceniają na zewnątrz? Polska branża wyróżnia się w umiejętnej, ciekawej kreacji projektów eventowych. Nie można również odmówić nam zaangażowania. Jednak trzeba zwrócić uwagę na deficyt polskich firm w konkursach międzynarodowych. Prezentacja projektów kreatywnych jest dla naszego kraju formą promocji. Brakuje również naszych polskich przedstawicieli podczas zagranicznych prelekcji. Mam tutaj na myśli osoby o wąskich specjalizacjach, czyli kreacja, technika sceniczna, multimedia, scenografia. Myślę, że tutaj ważną rolę odgrywa blokada językowa przed wystąpieniami w języku angielskim, dlatego rozsądnym rozwiązaniem wydaje się udział w konkursach. Nieraz rozmawiam z przedstawicielami skandynawskich czy niemieckich firm, którzy przyznają, że są otwarci na współpracę, ale nie widzą tej otwartości wśród polskich firm. Można wywnioskować, że większość tych prób kontaktu rozbija się o komunikację mailową, ponieważ jest to pięta Achillesa polskiej branży. Z tego, co mi wiadomo, zapytania takich firm są z reguły traktowane po macoszemu i niestety nie mogą one liczyć na nic więcej niż zdawkowa odpowiedź, która oczywiście nie jest wystarczająca. Brakuje nam cierpliwości i ochoty, co spotyka się z pewnym rozczarowaniem naszym rynkiem wśród zagranicznych przedstawicieli, ponieważ oni naprawdę bardzo chcieliby nawiązać z nami współpracę, jednak nie dajemy im tej szansy. Słyszałam też nieraz, że żeby zniechęcić daną firmę, potrafimy wywindować ceny do tego stopnia, że stajemy się cenowo niekonkurencyjni, odstraszając tym samym klienta. Myślę, że rozwiązaniem tej sytuacji jest zatrudnianie osób komunikujących się w języku angielskim oraz edukacja z zakresu skutecznej komunikacji. Co polskie firmy tracą przez brak otwartości na współpracę? Z mojego punktu widzenia tracimy przede wszystkim możliwość inspiracji. Ucieka nam również wartościowa wiedza ekspercka, ponieważ wśród zagranicznych firm znajdziemy takie z ogromnym wieloletnim doświadczeniem. Tracimy oczywiście potencjalnych klientów. Należy mieć na uwadze, że grono polskich klientów jest mocno ograniczone, więc warto byłoby sięgnąć po klienta zagranicznego. Podczas międzynarodowych wydarzeń spotykam często przedstawicieli zagranicznych dużych agencji eventowych, rozglądających się za polskimi podwykonawcami – agencjami eventowymi. Mam tutaj na myśli oczywiście eventy organizowane w skali globalnej, jak launching jakiegoś produktu, np. auta, który odbywa się na wszystkich kontynentach. Daje nam to szansę na koordynację tych eventów nie tylko w Polsce, ale również w tej części Europy. Na ten moment wspominani klienci obsługiwani są przez naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Tracąc klienta, tracimy tym samym pieniądze, a warto zauważyć, że dzięki przewalutowaniu bylibyśmy w stanie zarobić więcej niż w przypadku polskich klientów. Nie mogę pominąć również kwestii etyki pracy w Polsce, nad którą powinniśmy jeszcze wiele popracować i wyrównać standardy ze światowymi. Polska branża wyróżnia się w umiejętnej, ciekawej kreacji projektów eventowych. Nie można również odmówić nam zaangażowania. Jednak trzeba zwrócić uwagę na deficyt polskich firm w konkursach międzynarodowych. Prezentacja projektów kreatywnych jest dla naszego kraju formą promocji. Brakuje również naszych polskich przedstawicieli podczas zagranicznych prelekcji. Mam tutaj na myśli osoby o wąskich specjalizacjach, czyli kreacja, technika sceniczna, multimedia, scenografia. Partner wydania: 17
RkJQdWJsaXNoZXIy MTMwMjc0Nw==